Kilka lat temu pisałem artykuł o tym, czy model przeklejania z giełdy na giełdę ma sens i czy wnosi wartość w logistykę, pomimo bardzo złego PR-u jako model prowadzenia firmy. Przewoźnicy niechętnie wypowiadają się o pracy z takimi ładunkami z trzeciej czy siódmej ręki. Spedycje, z ego tak wielkim, że Elon Musk widzi je z Marsa bez teleskopu, gardzą nimi jeszcze bardziej. Paradoksalnie, gardzą tym, co generuje wyniki, a sami nie potrafią tego zrobić.
Czy my osiągamy wyniki i jakie – zależy od naszych strategii działania (to A) oraz od kontekstu rynkowego (to B). Możemy mieć znakomite strategie i plany (A), ale jeśli zmienia się układ sił na rynku (B), to bez zdolności do dynamicznej adaptacji do kontekstu będzie ciężko.
Powiedzmy to jasno – wszystkim jest obecnie trudno.
Nie znam firm – od naszych klientów, przez przewoźników, aż po konkurencję, z którą dobrze żyjemy, które nie doświadczyłyby spadków.
Jednak pojawia się jeden kontekstowy problem w obecnym układzie naszej pozycji jako Polski, jednego z kluczowych dostawców transportu na rynku europejskim. Usługi transportu są oferowane od dekad na rynku europejskim w oparciu o modele kosztowe, wykorzystując niższe koszty prowadzenia firmy przewozowej w stosunku do europejskich firm przewozowych. Z czasem zaczęliśmy coraz częściej konkurować na płaszczyznach jakościowych, oferując dostępność, telematykę, obsługę, łatwość zawierania transakcji, mnogość rozwiązań, ich kompleksowość i wiele innych czynników ważnych dla logistyków z całej Europy.
W ciągu bardzo krótkiego okresu czasu, a dokładniej dwóch ostatnich lat, kilka czynników (pakiet mobilności, koszty paliwa, koszty płac, ograniczenia w ruchu, wzrost leasingów, koszty utrzymania itp.) wraz z wschodnimi dostawcami, którzy przenieśli swoje zdolności na zachód, uderzyło mocno w polskie modele prowadzenia firm przewozowych. To finalnie przełożyło się na spadek rentowności prowadzenia firmy z 30% na 10%, z 10% na –10%, z plus 30 tysięcy miesięcznie na minus 15 tysięcy.
Ale co to ma wspólnego z przeklejaczami? Bardzo wiele
Osobiście szacuję, jako osoba, która od lat pracuje z modelami firm spedycyjnych i przewozowych, wcześniej jako konsultant biznesowy, który wspierał ich strategie i organizację działań, w tym ekspansji, że w Polsce pracuje w modelach firm przeklejających między 500 a 1500 osób. Jest około kilkudziesięciu firm wyłącznie działających w tym modelu.
Jaka to jest informacja?
Bardzo ważna, bo każdy polski przeklejacz każdego dnia zgarniał pulę zleceń z zagranicznych giełd czy platform i przerzucał je na polskiego Transa. Z pozoru haniebne działanie? Nie do końca.
Jeśli potrafisz używać matematyki z klasy 1-3, łatwo policzysz, że 1000 przeklejaczy każdego dnia przeklejało średnio 2-5 ładunków. Stąd, jeśli dobrze potrafisz liczyć, zobaczysz, że średnio 3 ładunki x 1000 osób, daje około 3000 zleceń dziennie. Pomnożone przez 20 dni roboczych, daje to 60 000 ładunków miesięcznie dla polskich przewoźników.
Ile to jest pracy dla polskich przewoźników? Obrotu? Rentowności? Czyli ile jest wart rynek przeklejaczy w Polsce?
Przeliczmy to, zakładając średni fracht 1000 euro: 60 000 ładunków to 60 000 000 euro miesięcznie wartości rynku przeklejaczy w Polsce. Jeśli obniżymy tę liczbę o mój błąd prognozy intuicyjnej 30%, to i tak zostaje 42 000 000 euro miesięcznie do dystrybucji dla polskich firm przewozowych.
A teraz dlaczego przeklejacze mają to robić?
Drodzy przeklejacze, jesteśmy w trakcie kilkuletniej wojny ekonomicznej, której jesteśmy częścią pośrednio. Wojna zaczyna przybierać formę przegranych bitew o frachty i rentowność firm. W was, jako części tego rynku, jest ogromna nadzieja, że każdego dnia, swoimi działaniami, przekleicie jak najwięcej wolumenu na polskie giełdy.
Bo jeśli wy tego nie zrobicie, to zrobią to francuscy, ukraińscy, włoscy, czy nawet niemieccy przeklejacze. Zdecydowanie lepiej jest utrzymać naszego rodzimego przewoźnika i dać mu pracę, niż pozwolić, aby zyski zgarnęli konkurenci zza granicy.
Wiadomość do właścicieli firm przeklejających:
Trzymajcie się swojego modelu, doskonalcie go. Wspierajcie młodych przeklejaczy i motywujcie ich. Dzisiaj każdy wolumen ma znaczenie. W obecnej sytuacji na rynku transportowym, każdy z nas odgrywa ważną rolę w walce o przetrwanie branży. Pomóżmy naszym przewoźnikom.
Ostateczna myśl: Ego na bok. Teraz jest czas na współpracę i wsparcie dla polskiej branży transportowej. KAŻDY WOLUMEN MA ZNACZENIE.